Rozdział 4: Droga do marzeń

Rozdział 04: Droga do marzeń.

Zapadał już zmrok, a ja przez chwilę stałem samotnie na końcu pastwiska. Uwielbiałem oglądać zachody słońca, kiedy cały otaczający mnie krajobraz wyglądał tak, jakby był pomalowany różowymi i żółtymi farbami. Mógłbym się wpatrywać w niego godzinami.

Wiedziałem że gdzieś tam, gdzie niebo łączy się z ziemią, jest inne, ciekawe życie. Odkąd tylko pamiętam zawsze marzyłem o przygodach. Wiatr szeptał do mojego konikowego ucha legendy o Wielkich Odkrywcach i Podróżnikach, którzy przemierzali morza i zdobywali najwyższe szczyty gór. To był ten moment, kiedy moje serce jeszcze bardziej płonęło ogniem marzeń.

Fuego! – zawołała Stella – Chodź do domu, kolaaaaaacja!

Pogalopowałem do naszej stajni, gdzie cała Rodzina spotykała się wieczorem, by zasiąść razem do stołu. Mama krzątała się wśród wiader i skrzynek z najlepszymi smakołykami, a moja mała Siostra jej w tym wszystkim pomagała. Tato rozpalił ogień w kominku, przy którym lubiła wygrzewać się Babcia Cristal. Gdy przechodziłem obok niej uśmiechnęła się do mnie, a ja poprawiłem derkę na jej grzbiecie, aby nie zmarzła.

W naszych wieczornych spotkaniach towarzyszyli nam często Wujkowie, Ciocie, Kuzynki i Kuzyni oraz Przyjaciele, których zawsze traktowaliśmy jak rodzinę. Bliźniaki Pinto Nero i Pinto Bianco niezgrabnie ganiały po całej stajni, chichocząc przy tym słodko. Całej zabawie przyglądały się kucyki Silver Star i Snow Raven, aby za chwilę dołączyć do roześmianych Maluchów.

Dzisiejszy wieczór był wyjątkowy. A wszystko za sprawą Magicznego Siodła, które przynieśliśmy do domu.

To siodło to nie jest dobry znak – powiedział Wujek Vento. Miał już swoje lata, ale był zawsze uśmiechnięty i pełen energii do pracy. Dlatego zdziwiło mnie, gdy to właśnie od niego usłyszałem te słowa.

Ja też tak myślę – przytaknęła mu Ciocia Rainbow. Dopiero teraz zauważyłem, że zmieniła fryzurę. Tym razem pofarbowała swoją grzywę na wszystkie kolory tęczy – od zielonego, po niebieski aż po różowy i fioletowy. Nie znam się na modzie i nie wiem co się teraz nosi, ale muszę przyznać, że Ciocia wyglądała naprawdę ładnie. I jakby była o kilka lat młodsza. Myślę, że jej Mąż – Wujek Vento – był zachwycony, bo raz po raz wpatrywał się czule w swoją Żonę.

Macie rację. – powiedział Tato – Mnie też to wszystko wydaje się jakieś dziwne. Wiele razy byłem w tej jaskini, ale oprócz malowidła na ścianie niczego innego tam nie znalazłem.

No właśnie. To skąd ono się tam nagle wzięło? – parsknął Wujek Vento – Może ktoś je tam podrzucił? Albo zgubił?

Tato, a może to jest właśnie dobry znak! – krzyknąłem podekscytowany.

Wszyscy, dosłownie w jednej sekundzie, spojrzeli na mnie.

A dlaczego tak uważasz Synu? – zapytał Tata.

Stałem jak osłupiały i nie bardzo wiedziałem co mam powiedzieć. Myśli kołatały mi się w głowie, a jedna męczyła mnie szczególnie od momentu, gdy wyszliśmy z jaskini: “Musisz odnaleźć ten Skarb! Musisz odnaleźć ten Skarb!”. Bardzo, ale to bardzo nie chciałem, aby ta myśl została wypowiedziana na głos, bo wiedziałem, że Ojciec nigdy się na to nie zgodzi. Stało się jednak inaczej. Gdy usłyszałem moje własne słowa “Musisz odnaleźć ten skarb!” odbijające się niczym echo od ściany stajni, było już za późno.

To nie są żarty ani zabawa, Fuego! Trzeba odnieść siodło na miejsce i zapomnieć o całej sprawie! – powiedział poirytowany Tata. – Skończmy już tą rozmowę!

Ale Tato…… – powiedziałem nieśmiało, wiedząc że choć Ojciec ma dobre serce, to jest uparty i nie zawsze warto wchodzić z nim w dyskusję. Zwłaszcza wieczorem, gdy jest zmęczony.

Koniec, kropka, Fuego! Jutro zwrócisz siodło tam, skąd je wziąłeś! – głos Taty stawał się coraz bardziej podniesiony. Odchrząknął, bo zorientował się że mówi trochę za głośno. Oczy wszystkich skupione były w tym momencie już nie na mnie, ale na nim. – Zjedzmy kolację. – powiedział już łagodniejszym tonem – Zapraszam wszystkich do stołu.

Spojrzałem jeszcze błagalnym wzrokiem na Mamę, ale ona tylko podeszła do mnie, ucałowała w czoło i powiedziała:

Fuego, Kochanie. Wiesz, że Ojciec chce dla ciebie dobrze. Po prostu martwi się o całą naszą Rodzinę.

Wiem Mamuś, ale nie rozumiem dlaczego nawet nie chce sprawdzić co jest na tej mapie? Przecież ten Skarb to może być coś naprawdę cennego – zacząłem niecierpliwie przebierać kopytkami w miejscu.

Rozumiem, ale Ojcu chodzi przede wszystkim o to, że tego siodła nigdy tam nie było. Nikt go wcześniej nie widział. Więc lepiej zrobić tak jak poprosił Tata. On się boi, że możemy ściągnąć na siebie jakieś problemy. Skoro tam leżało, to znaczy że do kogoś należy i dlatego trzeba je zwrócić – Mama posłała mi ten swój uroczy, pełen matczynej miłości uśmiech – Zjedz świeżej trawy, a zobaczysz że wszystkie twoje troski odpłyną w siną dal.

W naszej stajni było głośno i gwarno. Wszyscy jedli kolację, a w tle toczyły się wesołe rozmowy. Tak, jak gdyby nic się nie stało. Tata od czasu do czasu zerkał ukradkiem w moją stronę, ale spuszczał wzrok i udawał że mnie nie widzi, gdy tylko próbowałem przytrzymać na dłużej jego spojrzenie. Myślę, że trochę żałował, że dał się ponieść emocjom. On – Silent Wind – zawsze opanowany, dostojny i elegancki.

Byłem głodny, ale nie mogłem przełknąć ani jednego kęsa. Wybiegłem więc na pobliski padok. Słońce zaszło, a na dworze było już zupełnie ciemno. Mój oddech był ciężki, a mną targały emocje, które wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem.

Może niepotrzebnie wdałem się z Tatą w krótką, bo krótką, ale jednak kłótnię. Nie chciałem sprawić mu przykrości. Wiedziałem przecież, że on chce dla mnie jak najlepiej. Popatrzyłem w niebo i miałem wrażenie, że gwiazdy świeciły mocniej niż zwykle. Nagle w miejscu Gwiazdy Polarnej pojawił się ten sam koń, którego widziałem na ścianie jaskini. Tylko na ułamek sekundy i zaraz zniknął. Do dziś nie wiem, czy to wydarzyło się naprawdę, czy coś mi się tylko przywidziało? Wpatrywałem się intensywnie w niebo, bo bardzo chciałem jeszcze raz ujrzeć postać konia utkaną z gwiazd. Ale ona zniknęła na zawsze.

Fuego, musisz zrozumieć, że nasza Rodzina tutaj zapuściła swoje korzenie. To tu powinno zostać twoje serce i twoja przyszłość – Tato stał obok mnie i wyczułem w jego głosie zakłopotanie.

Nawet nie zauważyłem kiedy do mnie podszedł, ale myślę że stał tak dłuższą chwilę.

Sam przecież kiedyś podróżowałem, gdy was nie było jeszcze na świecie. Jeździłem od miasta do miasta na zawody. Ale kontuzja kolana przerwała moją karierę sportową. – ciągnął dalej Ojciec – A potem poznałem waszą Mamę i zrozumiałem, że moje miejsce jest tutaj, z Rodziną. I to wy jesteście sensem mojego życia. Tu jesteśmy bezpieczni, wszyscy nas szanują i nie uważają za dzikie stado, które biega bez celu po całej prerii. Niestety my, Mustangi, tak jesteśmy postrzegani. Dlatego niektórzy ludzie nadal myślą, że mogą nas złapać i oswoić. Wydaje im się że jesteśmy nieokiełznani i stanowimy zagrożenie dla innych koni i zwierząt. A sam doskonale wiesz, że to nieprawda. Więc po co bez potrzeby narażać się na niebezpieczeństwo?

Tato spuścił głowę, trochę zasmucony, jakby marzenia o wolności nadal tkwiły głęboko w jego sercu. Otrząsnął się jednak z zadumy. Poklepał mnie po grzbiecie jak ojciec syna, i odszedł życząc mi dobrej nocy.

Nie słuchaj go Fuego – usłyszałem w oddali słabnący głos Babci. – Wiem, że Silent Wind jest moim synem i że ma dużo racji w tym co mówi. Tu jest nasz dom i całe nasze życie. Tu jesteśmy szczęśliwi. Ale nie wolno rezygnować ze swoim marzeń. Jeśli chcesz wyruszyć w drogę, aby odnaleźć Skarb, to jedź. Nie oglądaj się za siebie.

Ale o czym ty mówisz? – stanąłem jak wryty i wpatrywałem się w moją Babcię.