Hej ho Dzieciaki,
witajcie w moim super ekscytującym pamiętniku z podróży dookoła świata! Mam nadzieję, że będziecie mi w niej towarzyszyć.
Mam na imię się Fuego i jestem wesołym konikiem Hobby Horse.
Pewnego dnia założyłem plecak na swój grzbiet, spakowałem spory zapas marchewek i jabłek (bo przecież w podróży trzeba mieć jakieś przekąski), pamiętnik, śpiwór i wyruszyłem w drogę. Moim celem była Ameryka Południowa i leżąca na Samym Końcu Świata Patagonia. A ściślej mówiąc – Ziemia Ognista.
Jednym z pierwszych miejsc, które odwiedziłem, był Wielki Kanion rzeki Kolorado. Widać go nawet z kosmosu! Wyobrażacie to sobie? To ogromna rozpadlina skalna wydrążona przez Naturę w skorupie ziemskiej. Kiedy już stoisz nad jej krawędzią, czujesz się taaaki mały jak mrówka.
Ale to dopiero początek mojej podróży! Zupełnym przypadkiem znalazłem się w samym sercu Parku Narodowym Arches, potem poznałem Wielkiego Sokoła – najstarszego i najmądrzejszego Indianina z plemienia Navajo. Pogalopowałem też magiczną drogą Route 66, która przecina Stany Zjednoczone ze wschodu aż na zachód i liczy dobrych kilka tysięcy kilometrów. Odwiedziłem po drodze Las Vegas, San Francisco i Hollywood!
Potem dotarłem do Meksyku, akurat wtedy, gdy obchodzono święto Dia de los Muertos. Stamtąd pojechałem do Ameryki Południowej. Opowiem Wam, jak wspinałem się wzdłuż rzeki Urubamba w Peru, aby dotrzeć do najwspanialszego miasta Inków – Machu Picchu. Potem udałem się na przejażdżkę po leżącej w Boliwii – Salar de Uyuni – największej pustyni solnej na świecie, aby przez góry pogalopować do Chile. Będąc w stolicy, Santiago de Chile, postanowiłem trochę odpocząć i zrobić sobie małą wycieczkę na Wyspę Wielkanocną. Znajduje się ona na samym środku Oceanu Spokojnego, a od najbliższego lądu dzieli ją prawie 4.000 kilometrów.
Z Chile poleciałem samolotem do Brazylii. Może to nie po drodze do Patagonii, ale koniecznie musicie przeczytać o mojej wizycie w Amazonii! Tam spotkałem dzikie zwierzęta, jakich nigdy wcześniej nie widziałem – kolorowe ptaszki tańczące na gałęziach drzew, pumy, leniwce i słodkie małpki skaczące po drzewach. Ja też porwałem się z nimi do zabawy! Hop, hop, skakałem w górę i w dół, biegłem tak szybko, że o mało się nie przewróciłem.
Kiedy już wygrzałem swój konikowy grzbiet w brazylijskim słońcu i odpocząłem na cudownej plaży Copacabana w Rio de Janeiro, pogalopowałem do Argentyny. Przepiękny kraj. W Buenos Aires nauczyłem się tańczyć tango. Całe szczęście, bo dzięki tanecznym pląsom udało mi utrzymywać równowagę podczas wędrówki po lodowcu Perito Moreno.
Na koniec opowiem Wam o tym, jak zgubiłem się w Patagonii i jak poznałem przesympatyczną pumę, która zamieszkuje Park Narodowy Torres del Paine. Gdy już wreszcie dotarłem do Tierra del Fuego, czyli Ziemi Ognistej postanowiłem, że na koniec mojej podróży odwiedzę jeszcze miasteczko Ushuaia, które jest najdalej na południe wysuniętym miastem na świecie. A stamtąd hop przez przylądek Horn można popłynąć aż na Antarktydę!
To co Kochani? Ruszacie ze mną w podróż? Mam nadzieję, że moje opowieści sprawią, że Wy też będziecie chcieli odkryć te wszystkie miejsca!
Do następnego wpisu, moi drodzy Czytelnicy! Hop, hop, do widzenia!
Wasz Przyjaciel Fuego